niedziela, 11 grudnia 2011

Jak wybrać kolonię/obóz dla dziecka?

Co jakiś czas każdy niemal rodzić staje przed pytaniem, jak zapełnić czas wolny swojemu dziecku. Część rodziców decyduje się na wysłanie dziecka na zorganizowane formy wypoczynku. Największym problemem są oczywiście finanse, które to są często głównym czynnikiem decydującym o tym, gdzie dziecko pojedzie. Zaraz potem rodzą się pytania czy organizator jest aby na pewno godny zaufania, czy zapewni dziecku należyte warunki i przede wszystkim bezpieczeństwo. Aby się tego dowiedzieć można po prostu wejść na stronę internetową i poczytać co oferuje organizator. Czy jest to jednak wystarczające? Zdecydowanie nie. Poniżej przedstawię pokrótce, jakich informacji należy wymagać od organizatora i gdzie ich szukać poza tym źródłem.

1. Co powinniśmy wiedzieć o organizowanym wyjeździe?


• Kto go organizuje – jeżeli organizatorem jest duża firma, mamy większą pewność, że wyjazd jest przygotowany profesjonalnie i zgodnie ze wszystkimi standardami i przepisami. Jest to jednak często kosztem anonimowości, której nie da się uniknąć przy masowych wyjazdach, gdzie na jednym obozie mieści się 300 czy 500 dzieci. Większa jest również anonimowość wychowawców – dokumenty zapewne będą mieli należyte, jednak nie zawsze są to osoby sprawdzone przez samego organizatora i przyjmuje je się do pracy tylko na podstawie dokumentów. U mniejszych organizatorów – na przykład w różnych fundacjach – wychowawcy są już sprawdzeni i można mieć większą pewność, że dobrze zajmą się dziećmi.

• Jaki jest program i plan dnia – dobrze jest dowiedzieć się o tym jak najwięcej. Może się bowiem okazać, że poza wspaniale brzmiącymi obietnicami kilku wartościowych atrakcji, dzieci większość czasu spędzą samopas w ośrodku. Sprzyja to oczywiście integracji, ale nie zawsze bezpieczeństwu czy naprawdę dobrej zabawie. A powszechnie wiadomo, że najmniej mądre pomysły biorą się właśnie z nudów. Z drugiej strony dziecko powinno mieć na tyle dużo wolnego czasu, by był to faktycznie wypoczynek, a nie męczący maraton. Program powinien też być dostosowany do wieku i możliwości odbiorców, czyli dzieci. Ważne w programie jest również to, czy znalazło się tam miejsce na autentyczny czas rozwoju dla dziecka – spotkania przy ognisku, wyprawy edukacyjne, kontakt z dziką naturą czy zabawy współorganizowane przez dzieci. Jeśli tego zabraknie – czas ten może będzie ekscytujący do pewnego stopnia, ale nie przyniesie dziecku większych korzyści i szybko pójdzie w zapomnienie. Najlepiej wspomina się i przeżywa te momenty zabawy, które wymagały jednak trochę wysiłku i własnej inicjatywy.

• Jak długo dany organizator zajmuje się prowadzeniem wypoczynku dla dzieci – tu zasada jest prosta. Jeśli jakaś organizacja prowadzi obozy od 5 czy 10 lat i się rozwija to znaczy, że uczestnicy obozów i ich rodzice obdarzyli tą organizację zaufaniem.

• Jakie warunki oferuje organizator – tu bądźmy bezwzględni i pytajmy absolutnie o wszystko. Warto wiedzieć gdzie dzieci będą spać, w jakich warunkach, z jakiej infrastruktury będą mogły korzystać (sanitariaty, pomieszczenia do zabaw, place zabaw itp.), jak wygląda kwestia żywienia – kto czuwa nad prawidłową dietą dzieci itp. Niezbędne wydaje się również pytanie o kwestię bezpieczeństwa – czy organizator zapewnia ubezpieczenie (w Polsce jest taki obowiązek), jakie są jego warunki, jaką zapewnia opiekę medyczną, a jeśli nie zapewnia bezpośredniej opieki w postaci lekarza na stałe mieszkającego z obozem, to warto zapytać jak daleko znajduje się punkt medyczny, z którego korzysta się w razie potrzeby. Dobrze jest również wiedzieć jak często dzieci będą narażone na kontakt z osobami obcymi. Czasem organizator wynajmuje cały ośrodek, czasem jednak tylko jego część i w tym momencie nie mamy zupełnej kontroli nad tym z kim, i w jakich okolicznościach nasze dziecko będzie wchodziło w interakcję z osobami postronnymi.

• Jak dokładnie wygląda kwestia bezpieczeństwa w czasie zabaw i aktywności – jeśli jest to na przykład obóz żeglarski, to dzieci powinny być wyposażone w odpowiednie środki ratunkowe. My sami nie musimy się na tym znać, ale warto zapytać – jeśli organizator próbuje nas zbyć i udziela tylko ogólnikowych odpowiedzi to powinna nam się zapalić czerwona lampka! Organizator ma obowiązek na nasze żądanie udzielić szczegółowych informacji o sprzęcie z jakiego dzieci będą korzystać! Jest to zresztą w jego interesie.

• Czy można odwiedzić dziecko w czasie pobytu – to pytanie jest zawsze trudne, ponieważ każdemu organizatorowi jest to nie na rękę – wizyta rodziców zawsze zaburza plan dnia i rozbija zajęcia. Zdarzają się również problemy natury wychowawczej, bowiem nie do wszystkich dzieci rodzice przyjadą i skutkuje to często konfliktami w grupie rówieśniczej, spowodowanymi zwykła zazdrością czy też tęsknotą za własnymi rodzicami. Tutaj jednak działa ta sama zasada, co w punkcie wyżej – jeżeli organizator nawet zwraca uwagę na pewne trudności, ale zaprasza do przyjazdu, to znaczy, że się takiej wizyty nie boi, a to jest szczególnie ważne.

2. Gdzie jeszcze możemy się czegoś dowiedzieć?

• Internet – to jednocześnie bardzo bogate źródło, ale też bardzo czasem mylące. Trzeba bardzo uważać szukając opinii o jakimś organizatorze w Internecie. Zdarza się, że ktoś z czystej złośliwości potrafi umieścić nieprawdę i oczernić. Z drugiej strony sam organizator chcąc stworzyć przeciwwagę dla złej opinii sam wpisuje opinie pochlebne o sobie pod jakimiś pseudonimami. Jest na to wyjście – zawsze szukajmy opinii osób, z którymi można się potem skontaktować. Szukajmy też opinii konkretnych, które można potem zweryfikować. Każdą opinię, która jest ogólna, bezzasadnie nacechowana złymi emocjami i przede wszystkim anonimowa – należy od razu wyrzucić do kosza. Na ogół organizacje, zajmujące się dziećmi, prowadzą również działalność w czasie roku szkolnego – warto zajrzeć co mają do zaoferowania i jakie na ten temat krążą opinie. Daną organizację zawsze należy oceniać całościowo, a nie tylko na podstawie jednego czy dwóch wątpliwych incydentów.

• Znajomi – to najlepsze źródło informacji. Jeśli ktoś jest zadowolony to mamy prawie stu procentową pewność, że warto posłać dziecko z danym organizatorem. Warto jednak zebrać więcej niż jedną opinię, ponieważ tak jak w przypadku Internetu może ona być jednostronna. Znam osobiście sytuacje, w których rodzice byli niezadowoleni z wyjazdu nie dlatego, że wina leżała po stronie organizatora, ale dlatego, że rodzice Ci nie mieli świadomości gdzie i na jakich warunkach posyłają dziecko.

• Instytucje państwowe – jeśli organizator działa w dużym mieście, można pokusić się o wizytę w urzędzie miejskim, na przykład w dziale edukacji – tam odpowiednie osoby powinny mieć wiedzę na temat każdego organizatora działającego pod ich jurysdykcją. Można również wykonać telefon do Sanepidu. Musi to być jednostka odpowiadająca terytorialnie miejscu pobytu dziecka na wypoczynku. Zapytać wtedy należy czy były zgłaszane uwagi co do tego organizatora oraz przede wszystkim czy była tam kontrola i jaki był jej wynik!

Mam nadzieję, że te kilka podpunktów pomoże Wam drodzy czytelnicy w wyborze organizatora czasu wolnego dla waszych pociech. W razie pytań zapraszam do kontaktu i komentowania.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Teoria Piageta - Adolescencja i dorosłość

Najwyższym stadium w piagetowskiej hierarchii jest okres operacji formalnych. Można znaleźć jego początek, ale nie koniec, gdyż zakłada się, że raz nabyte operacje formalne trwają przez całe życie. Przeważnie uważa się, że początek tego okresu przypada w wieku 12-13 lat, w chwili wchodzenia w okres adolescencji. Ale operacje formalne mogą pojawić się później lub nie pojawić się wcale. Jak wykażemy, dane empiryczne pokazują, że nie wszyscy dochodzą do stadium operacji formalnych.
Dziecko w okresie operacji konkretnych, w przeciwieństwie do dziecka w okresie sensoryczno-motorycznym, posługuje się operacjami, a nie jawnym, zewnętrznym działaniem. Pomimo to występuje u nich konieczność znacznego polegania na tym, co jest im bezpośrednio dostępne, konkretne, namacalne, rzeczywiste. Nadal nie umieją dobrze poradzić sobie z tym, co jest hipotetyczne, z całym światem możliwości, w odróżnieniu od świata rzeczywistego.
W okresie operacji formalnych nie występują takie ograniczenia. Jego cechą jest zdolność do rozumowania hipotetyczno-dedukcyjnego, wyrażającego się w użyciu wyrażeń takich jak „gdyby”, „może” i „jeśli”.
Przeprowadzono na ten temat ciekawe badania zatytułowane: „Rozumowanie na temat wahadeł”. Polegało ono na wykonaniu przez badanego prostego doświadczenia i wysnuciu zeń wniosków. Zawieszone na sznurku i wprawione w ruch wahadło wykonywało wahania z określoną rzeczywistością. Badany miał wykryć jaki warunek musi być spełniony, aby zmienić tę częstotliwość. Trzeba dodać, że miał do dyspozycji cały zestaw dodatkowych ciężarków. Rozumowanie hipotetyczno-dedukcyjne wyrażało się w tym, że badany planował pewne operacje (zmiana ciężarków, zmiana długości sznurka itp.) prowadzące go do następującego wniosku: częstotliwość wahania zależy tylko i wyłącznie od długości sznurka na jakim wisi ciężarek. Musiał się przy tym wykazać zdolnością stawiania hipotez, sprawdzania ich prawdziwości oraz umiejętnością odnalezienia wszystkich możliwych sytuacji, tak, aby wniosek mógł być uznany za prawdziwy i w pełni uzasadniony.
Badani, którzy nie weszli jeszcze w wiek adolescencji, nie byli wstanie wykonać tego doświadczenia, ponieważ nie umieli stawiać prawidłowych hipotez, a jeśli nawet, to stawiali ich zbyt mało, co prowadziło zawsze do błędnego wniosku.
Podsumowując, Piaget zakładał, iż osoba będąca w stadium operacji formalnych rozpoczyna od możliwości – od wyłonienia wszystkich hipotez, które mogą być zastosowane do rozpatrywanego zadania, a kończy na rzeczywistości – na rozwiązaniu, które w wyniku systematycznego i logicznego sprawdzania hipotez okazało się prawdziwe.
Tak sytuacja wyglądała w oczach Piageta. Trzeba jednak dodać, że późniejsze badania wykazały, nawet małe wskazówki w przypadku dzieci znacznie poprawiły ich zdolności do rozwiązywania tego typu badań. W przypadku dorosłych dochodziło zaś czasem do sytuacji w których sygnalizowali oni, że nie są w stanie sprostać postawionemu im zadaniu.
Wiele badań poświęcono również zmianie poznawczej. Piaget wyróżnił cztery podstawowe czynniki wpływające na zmianę poznawczą. Są to: dojrzewanie, doświadczenie fizyczne, doświadczenie społeczne oraz równoważenie, przy czym jedynie ten ostatni czynnik jest stricte piagetowski. Zakłada on istnienie pewnego biologicznego procesu samoregulacji, który popycha system poznawczy na coraz wyższe szczeble równowagi. Równowagi pomiędzy akomodacją i asymilacją. Zakłada ona, że dziecko ani nie zniekształca rzeczywistości w celu dopasowania jej do istniejących struktur (co byłoby nadmierną asymilacją), ani nie zniekształca posiadanej wiedzy w celu nadania sensu czemuś nowemu (co byłoby nadmierną akomodacją). Jakiekolwiek zakłócenia równowagi mają zawsze wartość motywacyjną. Dziecko będzie myśleć i działać tak długo, aż zdarzenie zostanie zrozumiane i równowaga przywrócona.
Przeprowadzano również ciekawe badania dotyczące zmiany poznawczej, najczęściej metodą treningu, polegające na próbie nauczenia dzieci w warunkach laboratoryjnych czegoś, czego jeszcze nie znały. Doprowadziło to do powstania trzech ogólnych wniosków:
1. Trening jest trudny, ale nie niemożliwy
2. Efekty treningu zależą od stopnia rozwoju dziecka
3. Różnorodne metody treningu są skuteczne
Pomimo odkrycia skuteczności treningu, nie udało się ustalić jak faktycznie przebiegają zmiany poznawcze w rzeczywistym rozwoju.
Inny ważny aspekt w badaniach nad zmianami poznawczymi dotyczy kategorii „pojęcia”. Człowiek dorosły kategoryzuje sobie świat i dzięki temu unika potrzeby asymilowania wciąż nowej wiedzy. Chmury są chmurami bez względu na to, że ich układ ciągle się zmienia. Ptak zawsze będzie ptakiem, mimo, że dostrzegamy wciąż inne gatunki i egzemplarze itp. Jest więc to proces wielce potrzebny i użyteczny. Kategoryzowania trzeba się jednak nauczyć i ten proces właśnie bardzo interesuje naukowców. Okazało się, że nawet bardzo małe dzieci potrafią przypisać kategorie pewnym przedmiotom, osobom czy wydarzeniom. Żyje – nie żyje, porusza się – nie porusza, itp. Często mają z tym jednak problemy przypisując na przykład maskotce cechy istoty żywej, co jest w tym wypadku związane oczywiście z brakiem elementarnej wiedzy biologicznej.
Przedmiotem badań była i jest również tzw. „teoria umysłu”. W badaniach tych dowiedziono, że dzieci często nie rozróżniają przekonań od rzeczywistości i negują możliwość niezgodności jakiegoś sądu z rzeczywistością. Przykładem może być doświadczenie w którym pokazano dzieciom pudełko od kredek. Potem otwarto je. W pudełku zamiast kredek były jednak świeczki. Dzieci zapytane o to co spodziewały się zobaczyć w pudełku, odpowiadały, że świeczki.
Podsumowując, teoria Piageta przyczyniła się do znacznego wzrostu wiedzy na temat cech charakteryzujących proces rozwoju człowieka. Pomimo licznych, udowodnionych niedoskonałości i nieścisłości, do dziś pozostaje pewnym fundamentem na którym budujemy dalszą wiedzę na ten temat.

czwartek, 24 listopada 2011

Wpływ alkoholu a rozwój dziecka

Autorem artykułu jest N.D.



Czasem można usłyszeć potoczne opinie, że lampka wina nie zaszkodzi kobiecie w ciąży. Nic bardziej błędnego! Każda ilość alkoholu może być niebezpieczna dla płodu, a w związku z tym, że naukowcy i lekarze nie określają bezpiecznej granicy spożycia tej używki, najlepiej zupełnie ją odstawić na czas ciąży i karmienia.

Duże ilości alkoholu mogą prowadzić do poważnych powikłań. Dzieci rodzą się z mniejszą wagą urodzeniową, słabiej reagują na bodźce, wolniej się rozwijają, a to jeszcze nie wszystko.

Alkohol już pół godziny po osiągnięciu maksimum stężenia we krwi matki osiąga podobne wartości we krwi płodu. Fizjologia krążenia płodowego, które związane jest z matczynym prowadzi do tego, że do dziecka trafia połowa spożytego alkoholu. Ma on zguby wpływ na jego rozwój w pierwszym trymestrze, kiedy kształtują się największe organy wewnętrzne, mózg oraz receptory zmysłów takie jak oczy i uczy. A także później, kiedy dziecko przygotowuje się do życia poza organizmem matki i nabiera masy, która będzie jego rezerwuarem energetycznym w pierwszych miesiącach po porodzie.

W ostatnich tygodniach życia wewnątrzmacicznego dziecko cały dzień spędza na wykonywaniu ruchów wdechu i wydechu. Jest to przeciętnie 46% całej doby, około osiem, dwanaście godzin. Przygotowuje się tym sposobem do wykonywania prawidłowych oddechów po narodzeniu, które składają się na jeden z trzech bezwarunkowych odruchów, w które natura wyposaża małe dziecko (pozostałe to ssanie i połykanie). U matek, które wypiły kieliszek wódki częstości tych ruchów spada do 14%. Są kontrolowane przez ośrodkowy układ nerwowy, więc ich zmniejszenie jest dowodem na to, że tak samo jak u matki, tak u dziecka alkohol zaburza sprawność przewodzenia nerwowego. Co za tym idzie zmniejszona zostaje także wydajność pobierania tlenu i substancji odżywczych z krwi pępowinowej.

U dzieci alkoholiczek oraz kobiet, które piły alkohol niedługo przed rozwiązaniem stwierdzano objawy delirium tremens – między innymi zaburzenia snu i drżenia mięśniowe. Noworodki były otumanione, spały niej wydajnie i były się rozdrażnione. Takie dziecko trudniej jest obudzić pierwszego ranka, wolniej przyzwyczaja się ono do prezentowanych obrazków bądź dźwięków, wolniej rozwija się motorycznie i umysłowo. Kobiety pijące umiarkowanie w ciągu ostatniego trymestru rodzą dzieci z niższą masą urodzeniową przeciętnie o 170 gram. Ponadto alkohol pogłębia teratogenne działanie innych bodźców, jak palenie papierosów, pozostałe używki, zła dieta, nadmierny wysiłek, stres w ciąży.

Alkohol etylowy pity w nadmiarze może prowadzić do jeszcze poważniejszego powikłania. Jest nim FAS – Fetal Alkohol Syndrome, czyli alkoholowy zespół płodowy. Składa się na niego zbiór umysłowych i fizycznych zaburzeń płodu, które uwidaczniają się w czasie życia dziecka. Wyrażają się jako opóźnienie umysłowe, dysfunkcja mózgu, anomalia rozwojowe (wady serca, małogłowie, małoocze, opóźnienie wzrostu, niedorozwój żuchwy), zaburzenia w uczeniu i zaburzenia na tle psychologicznym. Efekty spożywania alkoholu w ciąży mogą przejawiać się obniżeniem IQ dziecka, zaburzeniami uwagi i zdolności koncentracji, nadpobudliwością (ADHD).

Wiele osób, doświadczonych życiem płodowym w łonie matki pijącej alkohol, boryka się przez całe życie z trudnościami w funkcjonowaniu społecznym i komplikacjami na tle zdrowotnym. Oczywiście, jako że są to wady wrodzone, nie ma możliwości pełnego „wyleczenia się” z FAS. Pomocna może się okazać konsultacja u terapeuty.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 23 listopada 2011

Wyuczona bezradność

Często obserwujemy, że dzieci z problemami w rodzinie, mają również problemy w szkole. Zarówno z nauką jak i w relacjach z rówieśnikami. Dość szybko ludzi potrafią taką osobę osądzić i zaszufladkować: „Bo on to jest z patologii”, „Z niego już nic nie będzie” itp. Tymczasem okazuje się, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy może być wyuczona bezradność.

Przeprowadzono w latach 70-tych dość drastyczny eksperyment na psach. Stworzył i przeprowadził go znany badacz i naukowiec o nazwisku Seligman. Polegał on na tym, że podzielono psy na dwie grupy. Jedne wprowadzono do klatki i przywiązano tak, by nie mogły się poruszać. Następnie poddawano je niewielkim impulsom elektrycznym – psy te nie mogły reagować na impulsy czy uciekać – mogły jedynie cierpliwie je znosić. Druga grupa psów została wprowadzona do podobnych klatek i poddawano impulsom elektrycznym, jednak ta grupa psów mogła reagować naciskając płytkę, będącą wyłącznikiem. Po 24 godzinach eksperyment powtórzono, jednak w nieco zmienionych warunkach. Pierwsza grupa psów zachowywała się biernie, choć miała możliwość wyskoczenia z klatki. Wcześniejsze doświadczenia nauczyły je jednak, że żadna reakcja z ich strony nie zmieni sytuacji. Druga grupa psów w krótkim czasie nauczyła się, że sposobem na uniknięcie impulsów jest po prostu wyskoczenie z klatki.

Co nam pokazuje ten eksperyment? Prześledźmy pobieżnie przykładową sytuację dziecka z rodziny z problemami alkoholowymi. Dziecko takie od małego uczy się, że bardzo często bez znaczenia jest jak się zachowa – jeśli ojciec będzie pod wpływem alkoholu to czeka go bicie i dręczenie. Jeśli dojdzie do tego alkoholizm matki, dziecko doświadczy zapewne chłodu emocjonalnego, reakcji nieadekwatnych do zachowań i postaw dziecka. Wszystkie starania, które dziecko podejmie kończą się podobnie – doświadczeniem bólu, niemocy i osamotnienia. W pewnym momencie rodzą się reakcje obronne związane ze zbyt dużym stresem. Jeśli reakcje te nie przyniosą skutku rodzi się owa wyuczona bezradność. W tym stadium dziecko biernie przyjmuje to, co przynosi los. Ponieważ nie wierzy, że jego działanie może przynieść jakiś skutek – często nie chce podejmować takich działań: „To nic nie da”, „Nic i nikt mi nie pomoże”, „Po co się uczyć skoro i tak niczego się nie nauczę” itp.

Wyuczona bezradność jest oczywiście tylko jednym ze składowych bardzo złożonego problemu. Dodać tu należy i odróżnić od wyuczonej bezradności zwykłą depresję, agresję jako sposób radzenia sobie w sytuacjach trudnych czy cała fizjologiczną stronę nieprawidłowości w rozwoju dziecka – ale to już innym razem….

niedziela, 20 listopada 2011

Dzieci na przestrzeni wieków i dziś

Podejście do dzieci jako członków rodziny i społeczeństwa znacznie zmieniało się poprzez wieki. Na samym początku zdarzało się, że dzieci nie były uznawane za ludzi w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Nie posiadały w zasadzie żadnych praw, a jedynie obowiązki. Stawały się nimi dopiero po osiągnięciu dojrzałości, tudzież przejściu nieraz bardzo bolesnych inicjacji. Wcześniej były też często traktowane niemalże jak przedmioty, a nawet sprzedawane do niewoli: „Ta rodzina jest zmartwiona. W poprzednim roku uciekły im owce i wyrządziły duże szkody na polach sąsiadów. Rodzina musiała zapłacić karę i teraz nie wystarcza na podatki. W tej sytuacji rodzina zmuszona jest oddać 14-letnią Asznan w niewolę. Sprzedadzą ją kupcowi Nesagoei, który przybył z Ur, aby kupić wełnę, tkaniny, zboże i oliwę.” Jak więc widać dla tamtych ludzi było to jedyne możliwe i jednocześnie społecznie akceptowalne wyjście. Dodatkowo analizując inne teksty historyczne można dojść do wniosku, że rodzina była prawdopodobnie bardziej zmartwiona utratą rąk do pracy niż członka rodziny. Dziś uznano by to w kulturze zachodniej za okrucieństwo i barbarzyństwo. Niestety istnieje na świecie wiele miejsc, w których podobne procedery uchodzą dalej za normalne.

Sporo w podejściu do dzieci zmieniła religia chrześcijańska. W Biblii mamy wiele przykładów pokazujących to zjawisko: „Przynosili mu również dzieci, aby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.” I następne: „A król im odpowie: Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Pomimo jednak wielkiego wpływu jaki miała nauka chrześcijańska w Europie, los dzieci przez wieki niewiele się poprawiał. Najczęściej były jedynie źródłem zarobku czy rozgrywek między ludźmi dorosłymi. Nawet jeśli tworzono sierocińce, to najczęściej z niezbyt dobrych pobudek.

Istotna zmiana w podejściu do tego tematu nastąpiła dopiero mniej więcej w XX wieku, w epoce „rewolucji” korczakowskiej. Zmiany jakie wprowadził były tak radykalne, że na stałe zapisał się w historii Europy jako prekursor współczesnego podejścia do kwestii opieki zastępczej. Wprowadził przede wszystkie swój „dekalog”, który upodmiotowił osobę dziecka i nadał jej szczególne prawa:



1) Nie psuj mnie. Dobrze wiem, że nie powinienem mieć tego wszystkiego, czego się domagam. To tylko próba sił z mojej strony.
2) Nie bój się stanowczości. Właśnie tego potrzebuję – poczucia bezpieczeństwa.
3) Nie bagatelizuj moich złych nawyków. Tylko ty możesz pomóc mi zwalczyć zło, póki jest to jeszcze w ogóle możliwe.
4) Nie rób ze mnie większego dziecka, niż jestem. To sprawia, że przyjmuje postawę głupio dorosłą.
5) Nie zwracaj mi uwagi przy innych ludziach, jeśli nie jest to absolutnie konieczne.
O wiele bardziej przejmuję się tym, co mówisz, jeśli rozmawiamy w cztery oczy.
6) Nie chroń mnie przed konsekwencjami. Czasami dobrze jest nauczyć się rzeczy bolesnych i nieprzyjemnych.
7) Nie wmawiaj mi, że błędy, które popełniam, są grzechem. To zagraża mojemu poczuciu wartości.
8) Nie przejmuj się za bardzo, gdy mówię, że cię nienawidzę. To nie ty jesteś moim wrogiem, lecz twoja miażdżąca przewaga!
9) Nie zwracaj zbytniej uwagi na moje drobne dolegliwości. Czasami wykorzystuję je, by przyciągnąć twoją uwagę.
10) Nie zrzędź. W przeciwnym razie muszę się przed tobą bronić i robię się głuchy.
11) Nie dawaj mi obietnic bez pokrycia. Czuję się przeraźliwie tłamszony, kiedy nic
z tego wszystkiego nie wychodzi.
12) Nie zapominaj, że jeszcze trudno mi jest precyzyjnie wyrazić myśli. To dlatego nie zawsze się rozumiemy.
13) Nie sprawdzaj z uporem maniaka mojej uczciwości. Zbyt łatwo strach zmusza mnie do kłamstwa.
14) Nie bądź niekonsekwentny. To mnie ogłupia i wtedy tracę całą moją wiarę w ciebie.
15) Nie odtrącaj mnie, gdy dręczę cię pytaniami. Może się wkrótce okazać, że zamiast prosić cię o wyjaśnienia, poszukam ich gdzie indziej.
16) Nie wmawiaj mi, że moje lęki są głupie. One po prostu są.
17) Nie rób z siebie nieskazitelnego ideału. Prawda na twój temat byłaby w przyszłości nie do zniesienia. Nie wyobrażaj sobie, iż przepraszając mnie stracisz autorytet. Za uczciwą grę umiem podziękować miłością, o jakiej nawet ci się nie śniło.
18) Nie zapominaj, że uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty. To po prostu mój sposób na życie, więc przymknij na to oczy.
19) Nie bądź ślepy i przyznaj, że ja też rosnę. Wiem, jak trudno dotrzymać mi kroku
w tym galopie, ale zrób, co możesz, żeby nam się to udało.
20) Nie bój się miłości. Nigdy.



A jak to jest dziś? Te 20 zasad wychowania korczakowskiego powinno być dziś chyba swoistym rachunkiem sumienia wszystkich, którzy chcą nazywać się wychowawcami czy po prostu dobrymi rodzicami. Okazuje się bowiem, że wychowanie nie polega na zapewnieniu dobrego statusu społecznego, dobrej szkoły i miliona zajęć pozaszkolnych. Wychowanie to wielka i piękna, ale zarazem trudna podróż, w którą trzeba włożyć wiele wysiłku intelektualnego i własnego serca. Ale opłaca się. Nagrodą jest wielka radość i szczęście jakiego doświadczają rodzice widząc, że ich dorosłe pociechy potrafią żyć pięknie, dobrze i szczęśliwie czyli pełnią człowieczeństwa.

sobota, 19 listopada 2011

Podmiotowość dziecka

Dziecko jest podmiotem, a nie przedmiotem – ma swoje uczucia, pragnienia i godność, ma prawo do swoich emocji i samostanowienia. Ale co to tak naprawdę oznacza?

Często słyszę , że „opinii dziecka przecież nie można brać na poważnie, bo to tylko dziecko. Ja jestem dorosły i wiem lepiej, a dziecko ma słuchać i się uczyć”. Oczywiste jest, że dorosły w zasadzie zawsze wie lepiej – nie o to jednak chodzi. Spróbujmy się postawić w sytuacji osób dyskutujących na jakiś temat. Wyobraź sobie, że Twój rozmówca wysłucha Twojej opinii, ale robi to w sposób ewidentnie pokazujący, że owa opinia i tak go nie interesuje, bo on wie lepiej. Jeszcze w czasie Twojej wypowiedzi kręci głową, głupio lub pobłażliwie się uśmiecha i generalnie daje Ci do zrozumienia, że najlepiej zrobisz wracając do piaskownicy i lepiąc piaskowe babki.  Zastanów się dobrze, jakie emocje pojawią się w Twojej głowie? Jeśli jesteś uległy, być może ulegniesz sugestii rozmówcy, tak jak to czynią na ogół dzieci i zakodujesz sobie, że Twoje zdanie się nie liczy i lepiej w ogóle się nie odzywać lub jeśli nie jesteś uległy – zaczniesz walczyć i dojdzie do jałowej kłótni, w której nie będzie już chodziło o obronę własnego zdania, ale bardziej obronę własnych, rozdrażnionych emocji.  Zupełnie inaczej będzie jeśli Twój rozmówca okaże Ci autentyczne zainteresowanie, potraktuje poważnie Twoje emocje, jakie wiążą się z tematem rozmowy i nawet jeśli uzna, że nie masz racji, to wytłumaczy Ci to tak, że zrozumiesz swój błąd i w zupełnej, niewymuszonej  zgodzie uznasz opinię rozmówcy za prawdziwą. Czy tak nie jest lepiej? Zobacz jak niewiele trzeba by rozmowa z drugim człowiekiem  na ten sam temat przebiegła zupełnie inaczej. Pamiętaj, że dziecko w sposób szczególny potrzebuje akceptacji i świadomości, że przeżywane przez nie emocje są ważne dla rodziców i wychowawców nawet, jeśli obiektywnie są dziecięce i infantylne.  Ta potrzeba zmienia się wraz z wiekiem. Musisz również pamiętać, by stopniowo pozwalać dziecku włączać się w procesy decyzyjne, dotyczące jego osoby. Przy małym dziecku może to być wybór dotyczący koloru skarpetek, a przy nieco starszym na przykład wspólna decyzja dotycząca wyboru potrawy na obiad.  Od czasu do czasu dobrze jest również dać dziecku możliwość spełnienia swoich prostych marzeń nawet, jeśli konsekwencje nie będą dla dziecka pozytywne. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko uparcie twierdzi, że na obiad zje tylko lody i dużo ciastek. Można zaryzykować zgodę. Konsekwencją będzie zapewne bolący brzuch i doskwierający głód już w godzinę po obiedzie. Dziecko nie umrze od takiego eksperymentu, a my mamy piękną sytuację wychowawczą. Trzeba tylko uważać, by jej nie zmarnować. Jeśli po takim wyczynie padną słowa: „ A nie mówiłem/am – ja zawsze wiem lepiej i masz teraz za swoje”, to cała akcja spali na panewce i dziecko powiąże z nią jedynie negatywne  emocje. Niczego się nie nauczy. Jeśli jednak zaaplikujemy dziecku zdanie typu: „Zobacz synku – nie zawsze podejmujemy właściwie decyzje – zawsze jednak ponosimy konsekwencje tych decyzji, dlatego dobrze jest czasem zastanowić się i posłuchać rady innych ludzi”, to mamy pewność, że dziecko gruntownie przemyśli swoje zachowanie i następnym razem będzie ostrożniejsze i bardziej skore do przyjmowania tego , co mu proponujemy.
To o czym musimy pamiętać przy tym punkcie to zasada, że nie chodzi o to by zawsze i wszędzie na wszystko pozwalać i traktować dziecko jak dorosłego partnera, ale o to, by  dziecko zawsze czuło, że jego emocje są rozumiane i akceptowane, a nie marginalizowane, ośmieszane czy uznane za głupie!

Kocham więc nie krzyczę

Autorem artykułu jest Renata G



Kiedy dowiadujemy się, że będziemy mamami zaczynamy planować:
- będę cierpliwą mama,
- nie będę krzyczeć na moje dziecko,
- zawsze je cierpliwie wysłucham. A co zostaje w codziennym życiu?

Zawsze myślimy dowiadując się o ciąży, że będziemy cierpliwe, opiekuńcze, spokojne. Tymczasem krzyki to często jedyny sposób, żeby zwrócić uwagę dziecka. Kiedy mówimy normalnie udają, że nie słyszą, albo nie przejmują się tym, o co je prosimy. Dopiero, gdy wrzaśniemy "posprzątaj zabawki" potraktują to poważnie.

Wcale tego nie chcemy robić, ale czasami to jedyny sposób żeby osiągnąć to, o co prosimy.

Najczęściej podnosimy głos gdy czujemy się bezradne, np: ubieramy się do wyjścia, a dziecko się guzdra, w takiej sytuacji my kiedyś dostawałyśmy klapsa, ale teraz wiemy że tego nie wolno robić, więc zostaje nam tylko krzyk.

Ale mechanizm jest taki sam: chcemy zmusić dziecko do posłuszeństw,a ale nie wiemy jak... Dziecko zaczyna się bać i myśli że to jego wina że się złościmy, bo za wolno się ubiera, powoli idzie..... a my odreagowujemy frustrację z pracy, kłótnie z mężem, niepowodzenia finansowe.

Po takich wybuchach powinniśmy PRZEPROSIĆ dziecko - to nie wstyd! Mówiąc dziecku ''kochanie to nie dlatego, że tak wolno idziesz mama się złości, tylko jestem zdenerwowana'' dziecko odbierze to jako dobrą lekcję - mama przeprasza choć jest dorosła, też robi coś źle.

Pamiętaj, że krzykiem nic nie zmienisz, przynajmniej na dłuższą metę. Bo dziecko zmuszone do zrobienia czegoś, czego sensu nie widzi, nie nauczy się prawidłowego zachowania.

Za to przy najbliższej okazji samo zacznie krzyczeć i będzie próbowało wrzaskiem wymusić nową zabawkę, lody albo wyprawę do bajkolandu. Tego przecież się uczy od nas - Krzyczących mam.

---

Renata Golonka

http:/naszedzieci-renata.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl